Styczeń mnie zaskoczył... Czy warto robić podsumowania?


Czy warto robić podsumowania?

Zdecydowanie! Przede wszystkim po to, by uświadomić sobie, ile dobrych rzeczy wydarzyło się w minionym czasie! Nasz mózg ma taką właściwość, że zdecydowanie łatwiej zapisuje wydarzenia, które są trudne, bolesne czy zaskakujące. To zapewnia nam bezpieczeństwo i pozwala przetrwać.

Pewnego razu, gdy rozmawiałam z przyjaciółką o podsumowaniach, opowiedziała mi, że któregoś roku chciała spisać wszystko, co wydarzyło się dobrego, ale i złego. Wypisywanie negatywnych wspomnień jednak ją przytłoczyło. Skupianie się na tym, co negatywne, dla naszego mózgu samo w sobie jest naturalne. Tym bardziej warto poświęcić szczególną uwagę na zauważenie dobrych rzeczy, które miały miejsce. Podsumowanie minionego roku, miesiąca, tygodnia pozwala nam uświadomić sobie i zwrócić baczną uwagę na te dobre wydarzenia. Złe i tak już zostały zapisane 😊 Patrząc też na naszą narodową skłonność do narzekania, myślę, że tym bardziej warto zauważać to, co dobre.

Życie nie jest czarno-białe. Ma całą paletę barw. Dlatego nie warto doszukiwać się tego, że ktoś w swoim podsumowaniu roku/miesiąca opowiada tylko o rzeczach dobrych lub tych, z których ostatecznie dobro wyniknęło. Nie znaczy to, że koloruje rzeczywistość, udaje, że nie przechodzi kryzysów. Z pewnością wystarczającym przeżyciem było dla tej osoby już przetrwanie trudnych sytuacji. Być może ktoś potrzebował długiego czasu i wiele energii na uzdrowienie, przejście do porządku dziennego po osobistym przepracowaniu, czasem wypłakaniu wielkiej ilości łez, czy rozmowy tylko z najbardziej zaufaną osobą. Poza tym zawsze należy brać pod uwagę, że wszystko, czym się dzielimy, obserwujemy w Internecie jest tylko malutkim wycinkiem rzeczywistości.

Podsumowania warto robić też po to, aby poznać lepiej siebie samego, wyciągnąć wnioski i wyznaczyć sobie cele.

Dla mnie podsumowanie to pewnego rodzaju porządkowanie. Od razu czuję mniejszy chaos, a w mojej głowie się układa. Trochę tak, jakbym zamykała to, co już było i robiła miejsce na nowe.

Podczas dokonywania podsumowań warto zastanowić się nad przeszkodami i trudnościami, których doświadczyliśmy, a które przecież nikomu nie są obce. Nie po to, by je rozpamiętywać, dodawać im mocy, ale wyciągnąć wnioski. Mogły one wpłynąć na to, że pokonaliśmy jakieś swoje słabości, zmieniliśmy swoje przekonania, zbudowaliśmy inne nawyki, itd. Nad trudnościami warto się pochylić, zapytać siebie, jak mnie one zmieniły? Jaką lekcję mi dały? I oddać to Bogu.



Warto podsumować styczeń, na który, choć bardzo nieoczekiwany, trudny i wymagający (mocne wejście w nowy rok!), złożyło się też wiele wartych zapamiętania chwil i zdarzeń.

Pierwszy miesiąc roku zaczęliśmy z… kotem. Pierwsza sytuacja, która pokazała mi: „Nigdy nie mów nigdy”. Potrzeba zetknąć się z konkretną sytuacją, aby umieć rzeczywiście poznać własną reakcję. Nigdy nie podejrzewałabym siebie o to, że naprawdę… pokocham kota. Wraz z Mężem często rozmawialiśmy o tym, że gdy już uda nam się kiedyś przeprowadzić, bardzo chcielibyśmy mieć psa. Wiemy jakiego i nawet mamy już dla niego imię. Zawsze jednak mówiliśmy: „psa tak, ale na pewno nigdy kota, koty są takie, takie i takie… nie ma to jak pies!”. Pewnego razu podczas pracy kolega powiedział, że z żoną i dzieckiem wylatują na miesiąc do rodzinnego domu w Afryce Południowej na miesiąc. Zapytał, czy może moglibyśmy przez ten czas zaopiekować się kotem. Zamurowało mnie. Powiedziałam tylko: „Wiesz co, lepiej będzie jak porozmawiasz o tym z moim Mężem”. I byłam bardzo ciekawa, cóż też mój Mąż, który nie umie odmawiać pomocy, powie na tą propozycję. A więc stało się! Kot znalazł się w naszym domu i całkowicie… zawładnął naszymi sercami. Bez wdawania się w szczegóły 😉 powiem tylko, że nie wyobrażam sobie nie mieć w życiu kota! Gdy to piszę, kolega nadal po niego nie przyjechał. Mam cichą nadzieję, że może o nim zapomni? 😉 No nigdy nie znałam tego typu miłości! Panie Boże, Ty to masz poczucie humoru!


Z początkiem stycznia na grupie Biblia z Anią z Zielonego Wzgórza i nie tylko pojawił się CODZIENNIK! I tutaj też muszę przyznać, że jestem wdzięczna Sylwii, że mnie namówiła! Miała taki wspaniały pomysł, a ja byłam przekonana, że nie uda mi się podjąć jakiegoś zobowiązania na rok. Okazało się, że gdy przysiadłyśmy do pracy, cytaty zaczęły szybko napływać do naszego pliku z kalendarzem na cały rok. Dziś ponad 800 osób na grupie może codziennie znaleźć cytat z jednej z powieści L. M. Montgomery, rozważania – co nam w sercu i duszy gra, czasem dobrany jakiś cytat z innej książki, czasem fragment z Pisma Świętego. Sprawia nam to wiele radości, i jest jakąś odskocznią w trudnościach, których styczeń przyniósł zaskakująco sporo.


Styczeń to też powrót do cyklu #czwartkizListamiTolkiena, który już ponad dwa lata temu zaczął pojawiać się w mediach społecznościowych za przyczyną naszego wspólnego z Magdaleną natchnienia. Magdalenę, największą fankę Tolkiena, jaką znam, znajdziecie na Instagramie. Tegoroczne urodziny Tolkiena stały się impulsem, by powrócić do skrytego w naszych sercach pragnienia, by dalej przybliżać Listy, które przyniosły wiele dobrego. Dzięki hasztagowi #czwartkizListamiTolkiena możecie wyszukać całą masę naszych wcześniejszych wpisów. Polecam wam też wpisy Magdaleny, która naprawdę zna się na rzeczy, jeśli chodzi o Śródziemie!

Początek stycznia to również, jak co roku, wspomnienie mojej kochanej św. Tereski od Dzieciątka Jezus, którą „odkryłam” w 2022 roku i kocham niezmiennie. W styczniu czytałam piękną książkę „Puste ręce” o duchowości Małej Tereski, którą obdarowała mnie zaprzyjaźniona s. Salezja, a którą zabrałam w małą karmelową styczniową podróż (książkę, nie siostrę 😉).

Na początku stycznia skończyłam także wymodloną książkę pani Anny H. Niemczynow „Ciche cuda. Z zachwytu nad życiem”. Lektura przyniosła mi wiele refleksji, a rozmowy z Anią umocniły, pozwoliły spojrzeć na różne sprawy z innej perspektywy. Kilka słów o tym, jak do mnie trafiła napisałam w swoich mediach społecznościowych. Mam nadzieję, że dłuższy wpis o tej lekturze już niedługo pojawi się na moim blogu!

No właśnie, blog! 17 stycznia to dla mnie 5. rocznica utworzenia „Dziewczynko, mówię ci, wstań” w mediach społecznościowych. Dokładnie 5 lat wcześniej, po długim pytaniu Pana Boga, postanowiłam założyć w sieci miejsce, gdzie pragnęłam dzielić się moją codziennością z Jezusem. Od początku był to zakątek dla Słowa Bożego, które we mnie działało, ukochanych lektur, poruszeń, podróży. Miesiąc później byliśmy już praktycznie spakowani w drogę do Holandii. Wszystko przez Słowo! Z okazji tej piątej rocznicy pojawił się mój blog, na którym serdecznie Cię witam!


W styczniu postanowiłam zwracać większą uwagę na #książkipełnedobroci i dawać wam o nich znać przez ten hasztag, a także zachęcać was do podobnego zwracania uwagi właśnie na takie książki. A inspiracją dla mnie był… Miś Paddington! Przeczytasz o tym tutaj.

No właśnie, dwa styczniowe wieczory to dwie części przygód Misia Paddingtona. Na obu się popłakałam! Polecam filmy o misiu z Peru każdemu.

W styczniu czułam dużo napięć, które gromadziły się we mnie od dłuższego czasu. Konsekwencją była decyzja o podjęciu działań, by szukać pomocy w powrocie do równowagi, co jest bardzo istotną sprawą. Jednym z takich działań była spowiedź generalna i modlitwa w Gdańsku, rozpoczęcie terapii z psychologiem chrześcijańskim, a jeszcze innym… kilka dni w Hiszpanii.


Tylko my wiemy, jak potrzebne było słońce. Często tak jest, że nie pozwalamy sobie odpocząć, pomóc swojemu ciału wrócić do sił i spokoju po rożnych wstrząsach. Na pewno nie muszę was o tym zapewniać, że przychodzi moment, gdy wszystko mówi STOP. Tylko Ty nie umiesz. Dzięki łasce Bożej mogliśmy przez kilka dni pobyć ze sobą całkiem we dwoje, ucieszyć się sobą, a nawet zapomnieć o Internecie. Dowiedziałam się też czegoś o sobie. Chciałam znaleźć się w miejscu, o którym nie wiem nic. Zupełnie poza moim udziałem okazało się później, że lata temu byli tu przede mną pewni karmelici, którzy pozostawili po sobie ślad. Mam nadzieję, że któregoś razu o tym napiszę.

Gdańsk. Najpierw myślałam, że do Gdańska pojadę sama! Ale na słowo „podróż” mój Mąż nie pozostaje obojętny. Dlatego ja zajęłam się swoimi duchowymi sprawami, które były dla mnie priorytetem, a on zwiedzał gdańskie miejsca historyczne i muzea. Ten czas spędziliśmy też z naszym przyjacielem, który przyjechał specjalnie ponad 400 km. Zjedliśmy ulubione naleśniki w Manekinie, a ja wypiłam pyszną kawę z Sylwią, na spotkanie z którą czekałam już jakieś kilka lat odkąd się poznałyśmy na Insta. Już nie mogę się doczekać na kolejną wspólną kawę!

W czasie lotu powrotnego przeczytałam wspaniałą książkę z serii „Opowieści z Wiary” od Wydawnictwa Espe, „Herbaciane róże” pani Beaty Agopsowicz, o której szerzej pisałam tutaj. Rzadko zdarza mi się czytać książki nie w formie papierowej, ale padła propozycja zrecenzowania jej przedpremierowo. Bardzo się cieszę, bo trafiła w moje ręce w odpowiednim momencie! To moje pierwsze zetknięcie z piórem pisarki, mam jednak nadzieję, że nie ostatnie.

Książką, z którą będę kojarzyć ten czas jest także polecona mi przez duszpasterza naszej wspólnoty „Ruchome schody. Rozwój przez regres” o. Wojciecha Jędrzejewskiego OP, która przemieniła mi myślenie, a której poświęciłam obszerny wpis na blogu.

Styczeń to było także wspomnienie „opiekunów” mojego bloga, św. Antoniego Pustelnika i św. Józefa Sebastiana Pelczara, a także wielkiego czciciela Najświętszego Serca Pana Jezusa, św. Franciszka Salezego. To także święto nawrócenia świętego Pawła, któremu poświęciłam osobny wpis na blogu. Ten dzień wiązał się dla mnie ze świeżo przeczytaną lekturą „Ruchomych schodów” oraz wspomnieniami z wizyty na Malcie. Panie Boże, oby udało nam się kiedyś tam wrócić!

22 dzień miesiąca już od kilku lat wiąże się z comiesięcznym wspomnieniem świętej Rity, więc z różami i Magdaleną (nie zapominając o małym Janku) udałyśmy się do kapliczki św. Rity w Sint-Oedenrode, gdzie w kameralnym gronie znów zanosiliśmy nasze intencje do patronki od spraw trudnych i beznadziejnych.


Styczeń to kolejne spotkania formacyjne, zapisanie się na rekolekcje, i inne decyzje, które mogą odmienić nam małżeńskie i duchowe życie. To także odświeżenie naszego dialogu małżeńskiego, którego bardzo potrzebowaliśmy. Zbiegło się to w czasie z lekturą e-booka Ewy „8 kroków do pogłębienia relacji małżeńskiej”, którego premiera właśnie w lutym. Będę polecać go każdemu, kto pragnie walczyć o dobrej jakości relację małżeńską. Tak, walczyć, bo dziś największa bitwa rozgrywa się o rodzinę.

W styczniu spędziłam kilka dobrych godzin na kawie z Magdaleną, a dwa razy mieliśmy okazję zjeść pyszne obiadki z naszymi przyjaciółmi z Kościoła. Mam nadzieję, że powtórzymy to wszystko w lutym.

W Polskiej Szkole zaczęliśmy z moją grupą przerabiać książkę Jana Brzechwy "Akademia Pana Kleksa". Zrobiliśmy sobie kino, dzieci były zachwycone. Dla mnie samej był to bardzo ciekawy powrót do tej lektury, z której wiele już zapomniałam!


W styczniu do mojej biblioteczki trafiły bardzo ciekawe lektury, m. in. od Wydawnictwa Esprit, Wydawnictwa AA i Wydawnictwa Jedność. Rozpoczęłam pracę z „Modlitwą, która otwiera Niebo”, jestem też w trakcie lektury „Znajdź sprzymierzeńców” Jennie Allen. Dostałam też moją wymarzoną „Filokalię”! "Tak się złożyło", że koleżanka miała w biblioteczce dwie sztuki i pomyślała, żeby jedną z nich obdarować mnie! Otrzymałam też przesyłkę niespodziankę od s. Izy, Służebniczki Niepokalanego Poczęcia NMP, a w niej m. in. Dziennik duchowy s. Leonii Nastał. Pojawiło się też w naszym domu kilka modlitewników z rodziną Ulmów. Mam nadzieję któregoś razu napisać o nich coś więcej, gdyż są przepiękne. Mąż zatonął w lekturze „Ciemność i światło” od Wydawnictwa AA. Szczególnie poruszyła mnie historia zakonów wzorowanych na regule św. Benedykta. Muszę o tym poczytać! Otrzymałam także kilka ciekawych propozycji, między innymi objęcia patronatem dwóch nowości wydawniczych, których premiery już niebawem.


W styczniu z Mężem zaczęliśmy częściej wsłuchiwać się w Słowo Boże (i na nie odpowiadać), a to za przyczyną aplikacji Biblia Audio Superprodukcja.

No i powstał taki mały styczniowy pamiętnik! To naprawdę dobry sposób, żeby zauważyć kierunek w jakim idziemy. Czy dobrze wykorzystujemy nasz czas, czy mamy refleksję, czy rozmawiamy? Czy podejmujemy działania w kierunku zmian na lepsze? A może potrzebujemy chwili spokoju i ciszy?


Zrobiłam sobie także małą listę lektur, po które chciałabym sięgnąć w najbliższym czasie. Znalazły się na niej m.in. "Hewel" (głównie dzięki recenzji Kasi, Ryczącej Owieczki), "Słowa Wdzięczności" pani Anny H. Niemczynow oraz "Droga do siebie" benedyktyna Anselma Grüna. I mam nadzieję, że w lutym wracając ze swoich rekoleckji przywiezie mi je mój Mąż, jak Bóg da.

Tymczasem zapraszam do dotychczasowych wpisów na moim blogu, a jeśli treści które tworzę są dla Ciebie w jakiś sposób cenne bądź pomocne, to zostaw po sobie ślad lub wesprzyj moje działania. Nie ma to jak pyszna kawka!













Komentarze

instagram