Święta Scholastyka jako wzór... naśladowania?
źródło ilustracji: Pinterest/EWTN.com |
Jakim przykładem może być dla nas św. Scholastyka dziś? W dniu wspomnienia św. Scholastyki, chciałabym przyjrzeć się nieprzychylnemu nastawieniu do naśladowania.
I ja jestem pierwsza, która swego czasu zaraziła się nieprzychylnością do naśladownictwa, inspiracji. Nie podobało mi się to, że tak czuję, a jednak wpadłam w sidła, które ciągnęły mnie w dół, zapędziły w ślepą uliczkę.
Dziś nie jest to obce rożnego rodzaju działalności publicznej, chociażby internetowej. „Ktoś robi to tak, jak ja”. Sama się takim podejściem zarażałam stając się nieprzychylnie nastawioną do tych, co „kopiowali” moje pomysły, inspiracje i wałkowałam te słowa w głowie z goryczą. A z głowy wędrowały do serca. Co najgorsze więc, to zatruwało mnie samą. Widziałam, że ku niczemu dobremu mnie to nie prowadzi, bo sama się tym męczyłam. Ile razy biegałam z tym do konfesjonału. Jednak myślałam sobie, że coś w tym musi być, chyba rzeczywiście jest coś nie w porządku, gdy ktoś naśladuje. Że nie powinno się „aż tak” sobą nawzajem inspirować. Tak jakby te pomysły były ode mnie. Zupełnie odwrotnie, niż pisał święty Paweł:
Wracały do mnie w głowie często te słowa. A jednak samemu ciężko jest zmienić myślenie, nastawienie.
Dlatego tak kocham rekolekcje.
Właśnie w takim punkcie kryzysowym, gdy już nie mogłam znieść, że moje myśli biegną w tym kierunku i pozwalam je podsycać zewnętrznymi czynnikami, na rekolekcjach nasz kapłan powiedział coś co zaparło mi dech w piersiach. Coś zupełnie odwrotnego. Mówił dokładnie o tym, co nabyłam, czego się wstydziłam, czego chciałam się pozbyć, a nie wiedziałam jak - męcząc się z sobą samą. Byłam w szoku, że on właśnie o tym mówi!
I nie tylko mówił, bo zorganizował nawet dynamikę, w której mieliśmy wszyscy ustawić się w okrąg, odwrócić się bokiem, tak, że przed sobą miało się plecy innego uczestnika rekolekcji. Czasami w przedszkolu są takie ćwiczenia, może kojarzysz. Mamy dłońmi na plecach drugiego naśladować stąpanie: jakiegoś zwierzątka, np. słonia, kurczaczka, czy „pani na szpileczkach”. I wtedy trzeba było wziąć do ręki (w wyobraźni) dłuto, a osoba przed Tobą miała być skałą w której rzeźbisz. To samo robi ona wobec kolejnej osoby, która stoi przed nią. I tak koło się zamykało. Za mną też stał ktoś, kto „we mnie” rzeźbił.
źródło ilustracji: https://pracownia-lazarska.pl/ |
Ćwiczenie to pokazało, że mamy wpływ na ludzi, którzy są stawiani na naszej drodze, rzeźbimy w nich, a inni w nas. Pozostawiamy ślad. Nasza obecność w ich życiu nie pozostaje bez wpływu. Punktem wyjścia były słowa Chrystusa:
Pan Jezus wypowiedział je do swoich apostołów, a ponieważ Słowo Boże jest żywe i wciąż aktualne, my także otrzymujemy to zadanie. I to w różnych aspektach życia. Sami przekonujemy się o tym w naszych działaniach internetowych.
Apostołowie byli posyłani, a dzięki temu, że nauczali innych, potem tamci inni szli i nauczali kolejnych. W przełożeniu na działania tych, którzy swoją twórczością dzielą się w Internecie, w tym mnie samą przecież, można powiedzieć „szli i inspirowali innych” dając swoje świadectwo. Ktoś pod ich wpływem się zmieniał na kształt tego, co usłyszał, zobaczył. Wielu zmieniało swoje życie diametralnie. Jest napisane:
Kolejną niezbyt chwalebną sprawą związaną z naśladowaniem jest zgubne poczucie niesprawiedliwości, że zostaniemy pozbawieni chwały. Przecież pomysł był mój. Po ludzku chciałoby się aby było to podkreślone, żeby zasługa (uwaga, chwała) spłynęła na nas. Co mówi Pismo Święte o tych „naszych” zasługach? Kogo za nie chwalić?
Na naszych rekolekcjach kapłan obrazowo przedstawił tę sprawę. Idziesz i nauczasz 1 osobę, a potem ona idzie i porywa za sobą 2 tysiące osób. „On jest lepszy ode mnie” „przecież ja mu to pokazałem, a teraz on stał się bardziej popularny” zaczyna w Twojej głowię mącić oskarżyciel. A przecież Ty swoim działaniem „uformowałeś” kolejną osobę, która dzięki temu impulsowi wykorzystała talenty otrzymane od Boga i dotarła aż do kolejnych 2 tysięcy osób! Cel osiągnięty! Kolejne osoby usłyszą dobrą nowinę. Czy to nie jest najważniejsze?
Przez wgląd na Twoje, Panie, Imię. Nie moje imię.
Przychodzi mi do głowy sytuacja św. Pawła w obliczu innych apostołów. Zobacz, dziś św. Paweł nazywany jest apostołem narodów, a przecież nigdy nie chodził za Jezusem. Inni apostołowie „zostawili wszystko” (por. Łk 5, 28, Mk 1, 20), podejmowali codzienny trud, 3 lata za Nim chodzili, 3 lata! a to o Pawle mówi się, że jest największym z apostołów. On usłyszał o nauce Chrystusa od innych, zobaczył sposób życia odmienny od swojego dotychczasowego. Chrystus postawił bardziej uformowanych w wierze ludzi na jego drodze, nawet go do nich posłał, żeby się nauczył, „zainspirował”, a potem „naśladował” w oddaniu Mu. Jednak swoją gorliwością i poczuciem misji apostolskiej, można powiedzieć „przerósł” wszystkich innych. A może lepiej powiedzieć, że nareszcie stał się tym, kim od początku był w oczach Boga, a inni byli narzędziem w rękach Pana, by tak się stało. Św. Paweł znał cel:
I już dwa tysiące lat temu nieobce były mu zamysły ludzkich serc:
Zdarzyło mi się mieć poczucie winy zarówno za naśladowanie i inspirowanie się, jak i za poczucie nieprzychylności wobec naśladującego.
Dlaczego na myśl przyszła mi patronka dnia dzisiejszego, św. Scholastyka?
Bo ona jest wzorem (do) naśladowania! Biada wszystkim benedyktynkom, gdyby św. Scholastyka nie chciała naśladować!
Siostra bliźniaczka św. Benedykta, poświęciła swoje życie Bogu od najmłodszych lat. Po tym, jak jej brat udał się na miejsce osobne i założył swój klasztor, sama poszła jego śladami, zamieszkała w sąsiedztwie i co zrobiła? Założyła klasztor mniszek, naśladując regułę swojego brata, św. Benedykta. Jakby skopiowała zupełnie jego pomysł i misję!
źródło ilustracji: Wikipedia |
Rodzeństwo raz w roku spotykało się, aby prowadzić rozmowy o sprawach duchowych. Scholastyce nie wolno było wchodzić do klasztoru brata, dlatego to on w towarzystwie kilku swoich braci spotkał się z nią w pobliskiej grocie.
Według tradycji, pewnego razu spędzali czas jak zwykle na modlitwie i pobożnych rozmowach i refleksji. Scholastyka bardzo prosiła brata, aby pozostał do następnego dnia. On jednak, bardzo wierny regule, odmówił by spędzić noc poza klasztorem. Scholastyka gorliwie modliła się, po czym rozpętała się ogromna burza. Benedykt, ani żaden z jego towarzyszy nie mogli wrócić do klasztoru. I tak spędzili noc na duchowych rozmowach, by następnego dnia rozstać się, i już więcej nie spotkać się na ziemi. Trzy dni później św. Scholastyka zmarła.
Scholastyka więc od początku towarzyszyła bratu w podróżach i naśladowała jego poświęcony Panu Bogu tryb życia. Kiedy Benedykt założył pierwszy klasztor w Subiaco, ona założyła podobny dla niewiast. Do dnia dzisiejszego istnieją tam dwa klasztory na wzgórzach w pobliżu Subiaco: w Plombariola – żeński klasztor św. Scholastyki i męski klasztor św. Benedykta. Podobnie wyglądało to na Monte Cassino, gdzie Scholastyka zmarła w wieku ok. 62 lat.
źródło ilustracji: Propaganda of the WWII Battle of Monte Cassino (psywarrior.com) |
Gdy opowiedziałam Mężowi tę historię zapytał mnie, czy Benedykt był na Scholastykę zły, że tak go naśladowała :) Takie chyba mamy zakorzenione/przekazywane oskarżycielskie przekonania, że inni będą na nas źli, że chcemy naśladować.
Święci są dla nas wzorem do naśladowania (o!:)), co innego możemy robić? Czytać, zgłębiać i nie pozwalać naszym sercom się przemieniać wobec wzorów, jakie Bóg nam pozostawił? Być opornymi, na to, co pomaga nam odnaleźć siebie?
Oczywiście, to wszystko po ludzku jest czasem naprawdę ekstremalnie trudne! Sama wiem to po sobie. Pisząc te rozważania sama sobie to wszystko układam, a pracuje to we mnie już od tych rekolekcji. Wspomnienie św. Scholastyki jest okazją, by nareszcie opowiedzieć o doświadczeniu wakacyjnych rekolekcji na Górze Świętej Anny, po których staram się, aby moje myśli już nie zabrnęły w takie ścieżki. Szukamy sprawiedliwości, uznania, zauważenia, pochwały. Nie chodzi o to, aby siebie nawzajem nie chwalić, nie dostrzegać swoich starań, swojego rozwoju, tego, że inspirujemy i motywujemy, przecież i sam św. Paweł to robił w swoich listach:
Jak warto powiedzieć sobie nawzajem: „Dziękuję, że o tym mówisz/piszesz, muszę zgłębić temat!” "Dobra robota!". Słowa zachęty to powszechny język miłości, którym kierowali się w swoich listach uczniowie Chrystusa. Jest to dużo bardziej naturalne, niż zagryzanie zębów, byle tylko nie pochwalić drugiego, nie przyznać, że nas do czegoś zainspirował, że podoba nam się to, co robi. Dlaczego tak szkoda czasem nam to przyznać? Czemu nam czasem szkoda dobrych słów? Róbmy dobro. A jednocześnie pamiętajmy, że czynimy to, by pozyskać innych dla Chrystusa:
Ale! Zaraz zapytasz, gdzie jest granica? Nie znasz intencji, snujesz czarne scenariusze, że ktoś tylko działa odtwórczo i kopiuje „Twoje” pomysły? To sprawa sumienia każdego z nas i wewnętrznych intencji, które powinniśmy badać. Zostawię Ci cytat, który wisi u mnie na ścianie, abym nigdy o tym nie zapomniała:
„Wielki pokój moglibyśmy mieć, gdybyśmy tylko zechcieli nie zajmować się cudzymi mowami i czynami, kiedy one nie podlegają naszej pieczy. Jakże może trwać długo w pokoju ktoś, kto wtrąca się w cudze sprawy, kto sam szuka sobie okazji do mieszania się w rzeczy zewnętrzne, a słabo albo rzadko skupia się na rzeczach wewnętrznych? Szczęśliwi ci, którzy są prostego ducha: zakosztują wielkiego pokoju”
Cytat pochodzi z deseczki, którą kupiłam u… Benedyktynów w Tyńcu.
Masz czasem wątpliwości, coś Cię męczy, czujesz, że nie dajesz sobie z tym rady? Zapytaj o radę osób mocniejszych w wierze, kapłanów, kierowników duchowych, osób dyskretnych, które mają doświadczenie. Nie wiesz oskarżycielowi w swojej głowie. Szukaj odpowiedzi w Słowie Bożym:
Na koniec zostawiam słowa św. Pawła, które mam wrażenie podsumowują ten temat. Niech będą dla każdego z nas (a w pierwszej kolejności dla mnie samej) pomocą w naszej codziennej pracy nad przyciąganiem się nawzajem do Chrystusa. Nie do siebie. Do Chrystusa. A ja jestem pierwsza, której potrzebna ta nauka.
Komentarze
Prześlij komentarz