Wyczytać sobie drogę do Nieba


Czytam książki odkąd pamiętam. Od najwcześniejszego dzieciństwa były to komiksy, książeczki dla maluszków, wierszyki.

Mogę śmiało powiedzieć, że książki towarzyszą mi „od zawsze”. Miałam różne etapy czytania. Do tych etapów zalicza się też książka, która zawładnęła całym światem, a której tytułu na portalach katolickich Nie Wolno Wymawiać 😉

Nie żyłam z Panem Bogiem, nie karmiłam się książkami rozwijającymi wiarę. Byłam osobą niewierzącą, która w trudnej codzienności lubiła uciekać w książkowy świat. Były powieści, romanse, thrillery, dreszczowce dla nastolatek, tytuły, którymi dziś nie pochwaliłabym się, a nawet nie spojrzała na ich okładki w księgarni oraz tytuły, które zostały w moim sercu na zawsze (jak np. książki pani Krystyny Siesickiej). Były też książki wartościowe, historyczne, dotyczące II wojny światowej i o tematyce obozowej. Jedną z najpiękniejszych książek wśród czytanych przeze mnie, taką, która się wyróżniała była „Ania z Zielonego Wzgórza”. Sentyment do niej pozostał mi na wiele lat, mimo, że wróciłam do niej dopiero około 30-stki, a i wtedy wróciłam do niej w zupełnie nowy sposób.

Swoje „życiowe” oczekiwania, wyobrażenia rozwijałam zgodnie z książkowym światem jaki sobie wybierałam. Pisząc pamiętnik snułam wyobrażenia o wielkiej burzliwej miłości, a w nocy miewałam straszne koszmary i wielokrotnie budziłam się sparaliżowana.

Książki były ze mną od zawsze. Nosiłam je zawsze przy sobie. Do pracy docierałam autobusem, więc bywało, że w trakcie drogi płakałam nad zakończeniem powieści (tak było m.in. z „Chłopcem w pasiastej piżamie”), bywało, że na przerwie też czytałam książki. Czytałam w przerwach między obowiązkami, a w mojej pierwszej pracy szef nawet zabrał mi książkę, gdy między telefonami w Call Center zatopiłam się w lekturze (miałam 19 lat😉).

Wraz z upływem czasu, stawałam się bardziej zajęta, a książki często zastępowałam serialami. Nieuporządkowane życie sprawiało, że często kończyłam dzień na niemyśleniu o niczym, a raczej patrzeniu w ekran telewizora przed którym często zasypiałam. Nadal kochałam książki, ale chyba nie było ich w moim życiu tyle, co wcześniej. Słuchałam też muzyki nie najwyższych lotów, po prostu przechodziłam do kolejnych łatwych rozwiązań na spędzanie czasu. 

Łatwe teksty piosenek, często bardzo płytkie, koncerty rapowe... Nie pamiętam o czym rozmawiałam. Rzadko bywały to rozmowy o książkach.

Gdy byłam na studiach magisterskich, podczas pisania prac, znów zatopiłam się w książkach. Ten moment wytężonej pracy umysłowej, rozwijającej we mnie ciekawość, wspominam bardzo dobrze. To były momenty pracy umysłowej na najwyższych obrotach. Naprawdę dodawało mi to energii i pobudzało kreatywność! Potrafiłam spędzać w książkach całe weekendy, przeglądać, czytać, pisać z wielkim zapałem. Niesamowite chwile.

Gdy poznałam mojego męża nie byłam już osobą, która czyta „zawsze i wszędzie”. Byli jednak autorzy, po których książki wciąż chętnie sięgałam.

Moje podejście do czytania zaczęło się zmieniać wraz z naszym nawróceniem.

Żałuję, że nie pamiętam książki, po którą sięgnęłam wtedy w pierwszej kolejności. Pamiętam jednak, że dzięki Mamie trafiła do mnie mała książeczka Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”, od której nie mogłam się oderwać, a później też „Jeszcze 5 minutek” o. Szustaka.

Nigdy wcześniej nie czytałam książek duchowych, chociaż zdarzało się, że publikacje, z których korzystałam na studiach (np. „Zagrożeni alkoholem, chronieni miłością” ks. Marka Dziewieckiego), odnosiły się do tematu wiary. Nasze pierwsze Pismo Święte kupiliśmy, gdy mój Mąż wybierał się na kurs przygotowujący do bierzmowania tuż po naszym nawróceniu.

I tak powoli, krok po kroku, książki zaczęły wracać do mojego życia, ale już zupełnie inne. Po wiele tytułów, ze „starego życia” nie chciałabym już sięgnąć. Za to zaczęło mnie fascynować zgłębianie wiary, szczególnie poprzez życiowe, obrazowe rozważania. Ale przy tym książeczka Tomasza à Kempis wciąż była ze mną. Nie umiałam jeszcze czytać Pisma Świętego, więc sięgałam po nie dość nieśmiało.


Gdy wyprowadzaliśmy się do Holandii, zabierałam ze sobą tylko kilka tytułów. Marzyłam o czytaniu większej ilości książek, prowadziłam już profil „Dziewczynko mówię ci wstań”, na którym pojawiały się wpisy związane z książkami. Zaczęłam sobie marzyć, aby pisać o książkach, no i wpadłam jak śliwka w kompot. Ze względu na moje braki i tęsknoty nie umiałam mierzyć sił na zamiary i po prostu czytać wszystkich książek, ani dobrze zarządzać czasem i wybierać lektur, których rzeczywiście potrzebuję lub które rzeczywiście będą odpowiednie dla mnie. Chciałam czytać wszystko i najlepiej na raz. W pewnym momencie zauważyłam, że chęć posiadania książek jest rzeczywiście większa niż moja możliwość przeczytania ich, a co dopiero… przepracowania i wdrożenia w moje życie. Pojawiała się presja i stres. Weszłam w to z głodem i nieuporządkowaniem, a dodatkowo porównując się z innymi.

Pamiętam, że nasz proboszcz z kościoła w Polsce gorąco polecał udział w rekolekcjach. Jednocześnie zawsze kładł nacisk na to, aby nie jeździć z rekolekcji na rekolekcje, a raczej dać sobie czas, by wprowadzić otrzymane treści w swoje życie. Doświadczyłam tego, że podobnie jest z książkami. Czułam ich tak wielki głód, że czasami czytałam kilka książek na raz, a później okazywało się, że niektórych z nich nigdy nie dokończyłam. Zwróciła mi na to uwagę przyjaciółka, której jestem wdzięczna, bo może inaczej nie zaczęłabym się nad tym zastanawiać. Oczywiście na początku odpowiedziałam jej, że to nie jest problem 😉 ale ziarenko zasiała! Potrzebujemy obok siebie ludzi, którzy wskażą nam sprawy, w których błądzimy, na które często jesteśmy ślepi. Ale przyjmować te rady… Cóż, nie taka łatwa sprawa 😉

Kolejnym palcem Bożym, w mojej refleksji nad czytaniem była propozycja Krysi, która zaprosiła mnie do przeprowadzenia moich pierwszych w życiu warsztatów o czytaniu książek. Naprawdę czuję, że Bóg chce mi coś przez to pokazać. Krysia, która organizuje kobiece spotkania Córek Króla połączone z warsztatami, mówiła: „Jesteś specjalistką w tym temacie!”. Czemu więc wcale się tak nie czułam? Poza tym, że nie wiem, czy się da być specjalistką od czytania 😉 to wiedziałam, że sama nie jestem do końca zadowolona z mojej jakości czytania. Naprawdę chciałam czytać lepiej. Bardziej uważnie i owocnie.

Oczywiście po rozmowie z Krysią ukształtował mi się w głowie plan. Co ja mówię! W CZASIE rozmowy z Krysią ukształtował mi się w głowie plan. Nawet już pojawiły się tytuły, którymi chciałabym się podzielić, historie, które chciałabym opowiedzieć. Już wiedziałam, która z książek będzie tą główną! Już planowałam kolejne pomysły na tematykę okołoksiążkową związaną z interesującymi mnie tytułami. A potem przyszedł św. Ojciec Pio (oczywiście!) i cały mój plan się rozsypał!


W swojej pracy właśnie wtedy dostałam zadanie znalezienia różnych, konkretnych co do tematyki, cytatów św. Ojca Pio (dziękuję bardzo za pomoc Kasi z Wydawnictwa Serafin – specjalistów od Ojca Pio). Przerzucałam kolejne strony „Listów” Ojca Pio i wyobraź sobie, że właśnie w tym momencie wpadły mi w oczy słowa:

„Do momentu, kiedy dusza nie osiągnie tego, co najistotniejsze w pobożności, znajduje się w niebezpieczeństwie i winno się postępować z nią z wielką ostrożnością i przezornością.

Pomagajcie sobie w tym czasie najlepiej lekturą pobożnych książek. Pragnę, abyście w każdym czasie je czytała, bo taka lektura jest ważnym pokarmem duszy. Książki bardzo pomagają postępować na drodze doskonałości, wcale nie mniej niż modlitwa i święta medytacja. Tak w modlitwie, jak i na rozmyślaniu to my mówimy do Pana, a podczas świętej lektury Bóg mówi do nas. Starajcie się, najlepiej jak umiecie, czynić skarb z tych świętych lektur, a szybko odczujecie odnowę Waszego ducha” (Listy, T. II, s. 145)

W mojej głowie pojawiły się trzy pytania:

1. Czy ja czynię skarb z moich świętych lektur?
2. Czy moje lektury są rzeczywiście święte?
3. Czy czuję po kolejnej przeczytanej książce odnowę mojego ducha?
4. Czy się STARAM?

Tak, oczywiście robiłam, co mogłam. To prawda. Robimy w danej chwili rzeczywiście to, co możemy, to na co pozwalają nam nasze aktualne zasoby. Potrzebowałam jednak pewnej przemiany, która jak wierzę miała właśnie nastąpić.


Czytałam dalej:

„Zanim zaczniecie czytać święte książki, wznieście umysł do Pana i proście Go, aby sam był przewodnikiem dla Waszego umysłu i zechciał przemawiać do Waszego serca i poruszać Waszą wolę”.

Pomyślałam sobie, że nie postępuję zbytnio zgodnie z zaleceniami św. Ojca Pio zasiadając do lektury. I wtedy przeczytałam na dodatek: „Ale to nie wystarczy”. Ojcze Pio, jeszcze to nie wystarczy?!

„Przed rozpoczęciem lektury wyznajcie Panu, odnawiając to postanowienie podczas czytania, że nie podejmujecie jej dla wiedzy ani po to, by nakarmić ciekawość, ale jedynie, by Jemu się podobać i sprawić Mu przyjemność”.

W kolejnym zdaniu Ojciec Pio stał się wymagający (jakby było to dla kogoś zaskakujące? 😉):

„Pragnę, byście mnie informowali, z jakich książek chcecie korzystać. Książki mówiące o życiu świętych możecie czytać, ile tylko jesteście w stanie ich mieć, ale i o nich, proszę, informujcie mnie, o ile będzie to możliwe”.

Zaciekawiło mnie, jak Raffaelina, duchowa córka św. Ojca Pio, zareagowała na jego rady? Dowiedziałam się o tym z jej listu z dnia 22 lipca 1914:

„Czytanie zaś, przeciwnie, podnosi mnie na duchu. Czytam namiętnie, godziny upływają mi niepostrzeżenie (kiedyś tak było, gdy czytałam książki świeckie, powieści…). Pytacie mnie, co czytam. Oto gotowa jestem was zaspokoić: jestem czytelniczką licznych gazet, periodyków, biuletynów katolickich (…). Co powiedzieć? Ciągle wolę styl współczesny i żywą formę wypowiedzi. Książek w starodawnym stylu czytałam mnóstwo wiele lat temu, ale teraz zawsze odkładam je na bok, jak to bardzo zresztą czynię z księgą ksiąg (jakiż to wielki wstyd dla mnie), księgą mistrzynią, świętą Ewangelią (…). Ale ja jestem niestała, gnuśna, zła i Wy o tym wiecie lepiej ode mnie. Niedawno czytałam biografie Gemmy Galgani, Catheriny Volpicelli i Siostry Teresy od Świętego Oblicza. Oto rodzaj książek, które zawsze chciałabym trzymać w rękach: styl żywy, przyjemny, bo ten ciężki i zawiły nawet w krótkich artykułach nie jest dla mnie”.


Raffaelina napisała tu: „Oto gotowa jestem was zaspokoić”. Naprawdę była przekonana, że Ojciec Pio ją pochwali, że zyska w jego oczach tą pierwszą częścią wynurzeń. Czuła, że postępuje zupełnie dobrze. A może nie? Przecież później napisała: „Ale ja jestem niestała, gnuśna, zła i Wy o tym wiecie lepiej ode mnie”. Tak, to prawda, że często ktoś inny może bardziej obiektywnie spojrzeć na słuszność naszych wyborów. Ciekawa byłam odpowiedzi świętego kapucyna. Lepiej usiądź.

„Jeśli chodzi o Wasze lektury, to nie ma tu co podziwiać, ani czym się zbudować”.

Kurtyna.

Ojciec Pio dodaje do tego:

„Jest absolutnie konieczne, byście do podobnych książek dołączyli lekturę tekstów świętych tak bardzo polecanych przez wszystkich Ojców Kościoła. A ja nie mogę Was zwolnić z duchowej lektury, tak bardzo zależy mi na Waszej doskonałości”.

Kiedy czułam już naprawdę, że słowa te św. Ojciec Pio kieruje nie do Raffaeliny, a do mnie, przeczytałam jego kolejne słowa zachęty:

„Do dzieła zatem, zadajcie sobie trud na tym polu, nie omieszkajcie pokornie prosić Boga o pomoc w tej sprawie. Tkwi tutaj wielkie oszustwo i ja ani nie mogę, ani nie chcę go przed Wami ukrywać”.

No nie będzie przesadą, gdy powiem, że takie słowa były mi potrzebne. Jednak Święty Ojciec Pio w jakiś sposób łączy się w tych zmaganiach z Raffaeliną, dzieląc się dalej swoim doświadczeniem:

„Chcę Wam wyznać z wielkim wstydem, że i ja dałem się wciągnąć w podobne oszustwo i jeśli miłosierny Pan w swej dobroci nie ujawniłby mi go, to nie wiem, gdzie bym się stoczył”.

Dość mocne słowa, jak na wybór książek do czytania. Ojciec Pio jednak wyjaśnia dalej:

„Winien jestem to świadectwo prawdzie: nigdy w sobie nie czułem najmniejszego pociągu do takich lektur, które mogłyby splamić niewinność i czystość obyczajów, ponieważ naturalnie żywiłem najwyższą odrazę do wszelkiej, choćby najlżejszej, nieprzyzwoitości. Niczego innego nie szukałem w takich książkach, porządnych choć świeckich, jak tylko naukowej strawy czy uczciwej rozrywki dla ducha. Jednak pomimo niewinności moich intencji, takie lektury zadały głębokie rany memu sercu bądź wstrzymywały mnie zawsze w jakimś miejscu, nie pomagając w zdobyciu ani jednej cnoty. A najgorsze było to, że coraz bardziej stygła moja miłość do Boga”.


Pojawiły się we mnie pytania:

1. Czy czytane przeze mnie książki rozwijają we mnie cnoty?
2. Czy wraz z kolejnymi lekturami czuję, że moja miłość do Boga rośnie? Czy może raczej stygnie?
3. Czy czuję, że po przeczytaniu konkretnej książki jestem w miejscu innym niż przed sięgnięciem po nią?

Zobaczmy, co dalej pisze św. Ojciec Pio?

„Czujna łaska Ojca Niebieskiego wydobyła mnie z wielu niebezpieczeństw, walcząc w pewien sposób przeciwko mojej woli, bym się nie zatracił. Wydawało mi się, że błogosławiony Bóg z ojcowską pieczołowitością i wytrwałą miłością poszukiwał skutecznego środka, by mnie do siebie przywołać. A ja jak ten obłąkany! Uciekałem, wiecznie uciekałem[…]. Siostro moja, przeraża mnie szkoda, jakiej doświadcza dusza pozbawiona lektury świętych ksiąg”

Co ciekawe, Ojciec Pio nie poprzestaje „tylko” na przedstawieniu własnych przekonań. Choć gdyby tak zostało oczywiście byłoby to uzasadnione – jest przecież kierownikiem duchowym. Wierzymy, że radząc Raffaelinie działa pod natchnieniem Ducha Świętego i własnego doświadczenia.

Ojciec Pio jednak dla potwierdzenia i wzmocnienia argumentów przywołuje w kolejnych słowach świadectwa świętych.

„Oto, co piszą święci ojcowie, by nakłonić duszę do takiej lektury. Święty Bernard w swej drabinie doskonałości mnichów stwierdza, że są cztery szczeble, czyli środki, dzięki którym wstępuje się do Boga i do doskonałości. Mówi, że są to: lektura i medytacja, modlitwa i kontemplacja. […] mówi, że przez czytanie Pisma Świętego czy innych świętych i pobożnych ksiąg szuka się Boga; przez medytację się Go znajduje, modlitwą kołacze się do Jego serca, a przez kontemplację wchodzi się do teatru boskiego piękna, który właśnie dzięki czytaniu, medytacji i modlitwie staje się otworem dla oczu naszego umysłu”.

A więc pierwszą osobą, jaką Ojciec Pio podaje za przykład jest święty Bernard. Twierdzi on, że lektura jest jak duchowy pokarm dla podniebienia duszy. Później potrzebna jest medytacja, aby przeżuć go rozważaniami; modlitwa, aby poczuć jego smak; a kontemplacja to sama słodycz, która pokrzepia i pociesza całą duszę.

Następnie św. Ojciec Pio przedstawia przykład św. Hieronima, który dla lektury świętych ksiąg miał wielkie poważanie. Polecał on, aby zawsze mieć w ręku pobożne książki, ponieważ są one tarczą przeciw wszystkim złym myślom, będącym udręką dla młodego wieku. Św. Hieronim zalecał też częste czytanie Pisma Świętego i pism tych doktorów, których nauka jest święta i zdrowa, by nie musiała się trudzić wybieraniem złotych, świętych i zbawiennych nauk spośród błota fałszywych pism. Radził też aby pokochać czytanie Pisma Świętego. Dlaczego? Aby być umiłowanym przez Bożą mądrość, być przez nią strzeżonym i posiadanym. Pisząc do Demetriady, z którą utrzymywał korespondencję, wskazuje: „Dawniej ozdabiałaś się na różne sposoby: nosiłaś klejnoty na piersi, sznury korali na szyi, kolczyki w uszach. Na przyszłość lektura pism świętych będzie twymi klejnotami i szlachetnymi kamieniami, którymi przyozdobisz w święte myśli i nabożne uczucia twojego ducha”.

Według Ojca Pio podobnie stwierdził św. Grzegorz: „Pisma duchowe są jak lustro, które Bóg stawia przed nami, abyśmy przeglądając się w nich, poprawili się z naszych błędów i przyozdobili we wszelkie cnoty. Tak jak próżne kobiety często spoglądają w lustro i usuwają każdą plamę z oblicza, poprawiają włosy i zdobią na tysiąc sposobów, żeby wdzięcznie wyglądać w oczach innych, tak samo chrześcijanin powinien często kłaść sobie przed oczy Pismo Święte, żeby dojrzeć dzięki niemu wady, z których ma się poprawić i cnoty, którymi ma się ozdobić, aby podobać się swemu Bogu”.

W następnym fragmencie listu św. Ojciec Pio skupia się na tym, jak ważne jest czytanie Pisma Świętego:

„Wielką moc ma czytanie Słowa Bożego: potrafi doprowadzić do przemiany i wprowadzić na drogę doskonałości nawet ludzi bardzo przyziemnych”.

Może w głowach w tej chwili przewija się nam co najmniej dziesięć takich osób, którym przydałoby się „wejść na drogę doskonałości”, gdyż wydają się bardzo przywiązani do spraw ziemskich. Nie chodzi tu jednak o wskazywanie palcem „O, jemu to by się przydało!”. W pierwszej kolejności warto pomyśleć o sobie samym. Znana jest pewna wspaniała historia nawrócenia poprzez sięgnięcie po Pismo Święte. Nie tylko sięgnięcie, ale czytanie!

„Wystarczy, że rozważycie nawrócenie Świętego Augustyna. Kto pozyskał dla Boga tego wielkiego męża? Ostatecznym zdobywcą nie była ani jego matka i jej łzy, ani wielki Święty Ambroży ze swą Bożą elokwencją, lecz lektura pewnej księgi”.

Jeśli nie znasz dobrze historii Świętego Augustyna, to pewnie wzrosła w Tobie ciekawość „Ale jakiej księgi?”, może nawet myślisz „Muszę ją mieć!”. Najprawdopodobniej masz…

„Gdy święty toczył boje z niespokojnymi uczuciami, posłyszał głos mówiący: Bierz i czytaj. Posłuchał natychmiast i gdy czytał rozdział z listu Świętego Pawła, rozproszyły się wnet gęste mroki jego umysłu, zmiękła wszelka zatwardziałość w jego sercu, a w duchu jego zapanowała cisza i całkowity spokój. Od tej chwili całkowicie zerwał ze światem, demonem i z ciałem, bez reszty poświęcił się służbie Bożej i stał się wielkim świętym, którego do dziś czcimy na ołtarzach”.


Może teraz ogarnęła Cię panika: „Ale ja nie chcę, żeby czytanie Pisma Świętego doprowadziła mnie do zostawienia mojej rodziny/męża/żony/dzieci i założenia zakonu albo życia pustelniczego!”, może nawet masz bariery związane z presją, że wraz z czytaniem świętych pism powinnaś/powinieneś od razu stać się świętym. Przypomnij więc sobie św. Piotra lub innych apostołów, którzy nawet mimo realnej obecności Jezusa, znaków, jakie czynił w ich obecności, nadal mieli wiele pracy w dążeniu do doskonałości. A później tylko jeden z nich został do końca pod krzyżem. Bóg sam ma dla nas najlepszy plan, jak rozbić kamień naszych serc, zabrać nasze kamienne serca, a dać nam serca z ciała, tchnąć w nas ducha.

Czy znana jest Ci historia św. Ignacego Loyoli? Święty Ojciec Pio w swoim liście do Raffaeliny wspomina również o nim:

„Praktykował lekturę duchową wcale nie z pobożności, lecz tylko po to, by uciec przed nudą w ciężkiej chorobie. Dzięki temu z kapitana, którym był u ziemskiego króla, został przemieniony w kapitana Króla Niebios”.


Może nawet i chciałabyś rzeczywiście czytać, ale masz Męża, który absolutnie nie chce sięgać po żadną duchową książkę i to Cię demotywuje. Nic straconego! Ojciec Pio pisze:

„Święty Kolumban dzięki lekturze świętej księgi, którą podjął raczej, by przypodobać się żonie niż z pobożności, doznał duchowej przemiany i całkowicie poświęcił się Bogu”.

Tak więc uważaj o co się modlisz, bo może się okazać, że zaraz Twój Mąż będzie bardziej święty, niż Ty 😉

Ojciec Pio podsumowuje:

„Skoro czytanie świętych ksiąg ma tak wielką moc i może przemieniać ludzi przyziemnych w duchowych, jak potężne musi być działanie lektury w ludziach duchowych, w prowadzeniu ich do większej doskonałości?”.

Pomyślisz, że przecież przedstawiony św. Hieronim, nie był raczej postacią przyziemną. Może czasem wydaje nam się, że święci od razu są doskonali. Tak ciężko jest nam wybaczyć sobie nasze wady i próbować zdobywać świat dla Chrystusa. Tak często czujemy się niegodni… Ba! Do tego wytykamy braki innym. A inni nam. Zobacz więc, jaką historię przytacza św. Ojciec Pio – jak Bóg jest ponad wszystkim i jak poradził sobie z niedoskonałością św. Hieronima:

„Opuściwszy wspaniałości Rzymu, usunął się do Palestyny. Tam dni mijały mu na postach, czuwaniach, modlitwach i innych surowych praktykach pokutnych. Wśród tych wszystkich poświęceń pozostała mu jedna wada [a Ty się martwisz, że wciąż masz jeszcze jakąś jedną wadę?:) przyp. autorki], bardzo szkodliwa dla rozwoju duchowego. Była nią nadmierna miłość do świeckich książek i pewnego rodzaju wstręt do Pisma Świętego [Hieronim?! przyp. autorki] z uwagi na małą dbałość o styl, jaka je wyróżniała. Trudno mu było uznać, że jest to rezultat wadliwego patrzenia jego oczu.

Aby przywrócić mu trzeźwość umysłu, potrzeba było bardzo surowej metody. […] Gdy był umierający, Pan przeniósł jego ducha przed swój sąd. Tam zapytano go, kim jest. Święty odparł: ‘Jestem chrześcijaninem, nie wyznaję innej wiary, jak tylko Twoją, mój Panie. Kłamiesz – odpowiedział Boski Sędzia – jesteś wyznawcą Cycerona (Święty bardzo kochał czytanie ksiąg Cycerona), bo tam gdzie jest twój skarb, tam jest i serce twoje. Sędzia nakazał, by go wychłostano. Święty, obolały od uderzeń, płakał i prosił o litość […]. Święty Hieronim z całym zapałem swego ducha przysięgał i obiecywał, że już nigdy nie będzie czytał świeckich i szkolnych książek, lecz tylko księgi święte. A mówiąc to, powrócił do zmysłów ku zdziwieniu wszystkich, którzy go otaczali i uważali za martwego […]. Po tym wydarzeniu Hieronim z całą gorliwością duszy zabrał się do czytania świętych ksiąg, co niezmiernie mu pomogło”.

Dziś o św. Hieronimie wiemy, że w ciągu 24 lat przetłumaczył na łacinę całe Pismo święte. Jego przekład, tzw. Wulgata (co oznacza "powszechnie przyjmowane"), został przyjęty przez Sobór Trydencki jako tekst urzędowy. Hieronim napisał także komentarze do wielu ksiąg Pisma oraz przełożył liczne teksty Ojców Kościoła. Zwalczał współczesne mu herezje. Jest jednym z czterech wielkich doktorów Kościoła Zachodniego, patronem eremitów, biblistów, egzegetów, księgarzy i studentów.

W jednym z kolejnych listów św. Ojciec Pio napomina ponownie Raffaelinę, aby trzymała się twardo skierowanych przez niego uwag oraz aby przedstawiła mu listę czytanych przez siebie lektur.

Zadałam sobie pytania:

1. Jakie lektury zawarłabym na swojej liście skierowanej do św. Ojca Pio?
2. Których czytanych przeze mnie tytułów, nie chciałabym wpisać na listę dla św. Ojca Pio i dlaczego?
3. Czy zdaję sobie sprawę, że on i tak o nich wie? 😉
4. Jaka książka ostatnio mnie przemieniła, przybliżyła do Boga?
5. Jak często czytam Pismo Święte?
6. Czy mam w moim sercu miłość do czytania Pisma Świętego?
7. Więcej czasu poświęcam na czytanie Pisma Świętego, czy innych książek?


W dzisiejszych czasach pośpiechu i presji czasu, wydaje się, że znalezienie czasu na spędzenie chwili w księgarni, wypicie filiżanki kawy i zatracenie się w dobrej książce jest niemal niemożliwe, może być utożsamiane z luksusem. Jak często mówię, że nie mam czasu, a tymczasem poświęcam go na przewijaniu mediów społecznościowych, zamiast na głębokiej duchowej lekturze, o której pisze święty Ojciec Pio i inni święci?

Czy nie tęsknię za uczuciem przemiany, która przychodzi wraz z głęboką lekturą? Głęboka lektura daje możliwość rozeznania, w jaki sposób życie świętych odnosi się do mojego dzisiejszego życia. Wystarczy, że zwrócę się do świętych po mądrość, jak praktykować ten rodzaj głębokiej lektury. Właśnie tak było w moim przypadku, gdy lawinowo potoczyły się te kroki. Czułam, że mam możliwości, ale nie wykorzystuję ich w dobry sposób.


A więc… jak czytać niczym święci?

Czytać dla duchowego spełnienia

Może wydaje Ci się, że historie świętych pochodzą sprzed wielu lat, nie jest możliwe więc odnalezienie się w nim. Spójrz jednak na wspomnianą przez św. Ojca Pio historię św. Augustyna, który prowadził niespokojne życie z dala od Boga, aż pewnego dnia usłyszał głos wołający do niego: "Weź i czytaj". Tak właśnie zrobił, wziął Pismo Święte i przypadkowo otworzył fragment Listu do Rzymian:

Żyjmy przyzwoicie jak jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i w wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa, i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom (Rz 13,13-14).

Od tego momentu jego życie uległo całkowitej przemianie. Przemianie, której w tej chwili właśnie ON potrzebował, aby zbawić swoją duszę. Augustyn oddał swoje serce Panu i został ochrzczony w wierze, służąc jako kapłan, a następnie jako biskup.

Czytanie jego spostrzeżeń w „Wyznaniach”, o których pisze święty o. Pio, otworzyć może oczy na piękno wiary katolickiej, przylgnąć do Pisma Świętego i czytać więcej duchowych książek. „Wyznania” swego czasu zaczęłam, ale nie dokończyłam!

Czytać, aby poznać prawdę

Edyta Stein, znana jako święta Teresa Benedykta od Krzyża czekając w domu przyjaciółki, wzięła do ręki autobiografię świętej Teresy z Ávila. Kiedy skończyła czytać, zamknęła ją i powiedziała: "To jest prawda!".

To był początek jej nowego życia. Mimo otwartego sprzeciwu rodziny (żydowskiej) dołączyła do Kościoła katolickiego, znalazła dom w zakonie karmelitanek. Została męczenniczką za świętą wiarę katolicką. Czytając pisma świętej Teresy z Ávila, my także możemy powiedzieć: "To jest prawda!". Mogą one wzbudzić w nas chęć poznania drogi doskonałości i wyruszenia w tę drogę z pełną świadomością obecności Boga w naszym życiu. Poznałam wiele cytatów, fragmentów z pism św. Teresy z Ávila, ale lektura jej pism wciąż przede mną!

Czytać dla inspiracji

To jedna z przedstawionych przez Ojca Pio historii. Kiedy święty Ignacy z Loyoli dochodził do siebie po ranach odniesionych w bitwie, z braku innych dostępnych lektur, sięgnął po Żywoty Świętych. Żywoty świętego Franciszka i Dominika tak go zainspirowały, że z samolubnego i próżnego kobieciarza, którego największym marzeniem było osiągnięcie rycerskiej chwały, stał się kimś, kto wzorował swoje życie na świętych.

Jak to jest ze mną? Czy mając chwilę wolnego czasu chcę się inspirować tymi, którzy swoim świętym życiem mogą rozpalić moje serce, czy przy każdej możliwej okazji wyciągam telefon i bezmyślnie przewijam wiadomości, aby „jakoś zabić czas”? Czy bardziej interesuję się życiem innych ludzi, płytkimi treściami, które rozleniwiają i zaniżają poprzeczkę oczekiwań, czy sięgam po sprawdzone dobro – historie o życiu świętych, znajdując w nich inspirację i wzbudzając w sobie chęć pracy nad sobą, aby moje życie stało się choć odrobinę bardziej podobne do ich życia?

W przypływie narastającego konsumpcjonizmu potrzeba nam świadomości w wyborze tego, jak chcemy spędzać czas, który jest darem Bożym. Bardzo tego potrzebuję.

Czy czytanie ożywia mój umysł i duszę? Czy przynosi korzyści w życiu moim i moich najbliższych? Czy po przeczytaniu pięknej książki moi bliscy rzeczywiście widzą we mnie jej wpływ? Czy zamykam książkę i wracam do świata oddzielając to, co Boskie?

Może właśnie lato jest wspaniałą okazją, aby znaleźć zaciszne miejsce w naturze i zastanowić się nad jakością swojego czytania, nad tytułami czytanych książek – tymi, które zapisalibyśmy na liście Ojcu Pio, a których wolelibyśmy tam nie wpisywać? I co ważne – dlaczego nie?

Może to dobry czas, aby znaleźć miejsce, w którym można zatopić się w wartościowej lekturze i czuć przyspieszone bicie serca wywoływane nie kolejnymi sensacjami przychodzącymi z mediów społecznościowych, ale Bożymi myślami, które ziarnko po ziarnku zasilą ogrody naszych serc?

Co Ty na to, żeby spędzić czas w cichym domu rekolekcyjnym, w klasztorze zamkniętym, gdzie można przybyć, nawet na weekend, na własne rekolekcje w ciszy i zabrać ze sobą tylko Pismo Święte i lekturę duchową? To nasza własna decyzja, jak wykorzystujemy dany nam czas.

Takie chwile pomogą odkryć, że podobnie jak święci, czy bohaterowie historii biblijnych, również jesteśmy prowadzeni przez Pana do pogłębienia własnej relacji z Nim.

Często pojawiają się u mnie takie słowa, że książka to dopiero początek.

Jak ujął to francuski pisarz Marcel Proust:

"Koniec mądrości książki wydaje nam się jedynie początkiem naszej własnej".

Niech koniec książki okaże się nowym początkiem i nową drogą ku pogłębieniu relacji z Panem i poprawie jakości życia.

„Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” 1 Kor 10, 31

Czy słowa św. Ojca Pio coś przemieniły w moim myśleniu?

Postanowiłam nie czytać więcej niż jednej książki jednocześnie. To duża pokusa – jest tak wiele tytułów na półce. Chciałoby się chociaż przejrzeć, przekartkować, ale zwykle doprowadzało mnie to do momentu, w którym nie dokańczałam wcześniejszej książki (nawet gdy naprawdę mnie wciągnęła). Teraz widzę jedną jeszcze nie przeczytaną książkę, wcześniej widziałam kilka.

Lepszy poziom skupienia. Gdy czytam tylko jedną książkę od początku do końca, moje czytanie jest bardziej wydajne. Widzę, że lepiej skupiam się na jej treści i więcej zapamiętuję (a z pamięcią mam trudności, wiec czasem zniechęcało mnie, gdy podczas czytania więcej niż jednej książki jednocześnie nie pamiętałam momentu, w którym skończyłam).

Cieszę się bardziej czytaną lekturą! Nie nudzę się i nie rozpraszam – nastawiam się właśnie na tę książkę, a nie myślę o innej czekającej w kolejce.

Noszę ze sobą zarówno książkę, którą czytam, jak i Pismo Święte lub chociaż Nowy Testament. Staram się za każdym razem przed otworzeniem czytanej książki przeczytać choć jeden lub kilka wersów Słowa Bożego, które jest żywe i ożywia moje serce do czytanej lektury.

Zanoszę moje myśli do Boga. Dzięki światłu Ducha Świętego mogę łatwiej ukoić moje serce i nastawić na czytaną lekturę, a dzięki temu wyłapać to, czego potrzebuję.

Zauważam natchnienia, które przychodzą wraz z lekturą co do… kolejnej lektury. Lektura jednej książki sprawiła, że dokładnie wiedziałam, po jaką kolejną chcę sięgnąć i mam już czwartą książkę do czytania wybraną tym sposobem.

O Panie, dopomóż mi w lepszym i bardziej owocnym czytaniu, które będzie przemieniało moją duszę!

Wiecie, jak to jest z naszymi planami 😊 Bywa, że nasze plany, zamierzenia i zapał sobie, a życie sobie. Jest też ktoś, kto nie śpi i będzie walczył, żebym nie czytała, wiem, wiem, już kiedyś mu się to udało. Jednak wierzę, że św. Ojciec Pio dał mi znaleźć te słowa właśnie teraz nie bez przyczyny. Aby zwrócić się do świętych po mądrość, jak praktykować dobrą lekturę. Przeczytałam w pewnym miejscu takie porównanie, że im więcej świętych, Bożych książek, tym bardziej umacniam swojego ducha. Jeśli czytając w większości święte i Boże książki sięgnę po inną książkę dla relaksu, to w porządku. Gorzej, jakby proporcje były odwrotne. Wtedy dusza nie ma rozwoju i wzrostu w dążeniu do przemiany swojego serca i świętości.

To tak, jak w życiu, kiedy dobrze żywimy się każdego dnia, nie wywróci naszego zdrowia do góry nogami jeden pączek, czy kawałek ciasta (mniaaaaam 😉). Gorzej, jakby proporcje były odwrotne. Wyobraź sobie, że dla przyjemności jesz codziennie tylko słodkości, a od czasu do czasu sięgniesz po jakąś wyśmienitą sałatkę z rukolą, burakiem i pestkami słonecznika 😊 Zapewne niewiele dobroci z tego wyniknie dla zdrowia i go nie odbudujemy (choć tak sobie czasem wmawiamy 😉).

A gdyby tak… wyczytać sobie drogę do Nieba? 😊

Tak będzie właśnie brzmiał tytuł warsztatów u Krysi 😊 

„Wyczytać sobie drogę do Nieba”


[Niniejszym zaznaczam, że cały powyższy tekst to tylko przedstawienie mojej własnej skromnej i zupełnie subiektywnej perspektywy dotyczącej rozważań co do odbioru pism świętego Ojca Pio w moim życiu na aktualnym etapie i idących za tym dalszych inspiracji. Tekst nie stanowi nauczania i nie wskazuje, czy coś jest lepsze lub gorsze (oprócz odwołania do proporcji jedzenia 😉). Nie ma w zamiarze także oceny czytania czytelników tegoż😊]

Komentarze

instagram