A gdyby tak... Kochać jak Stygmatyczki? Książka pani Marty Wielek trafiła w moje serce

A gdyby tak na wzór bł. Katarzyny Anny Emmerich żyć przekonaniem: „Wystarczy, że On mnie rozumie”?

A gdyby tak za św. Katarzyną z Genui powtarzać: „Nie szukam niczego poza Tobą, mój Jezu”?

A gdyby żyć tak, by, podobnie jak św. Gemma Galgani odchodzić ze słowem: „Jezu!” na ustach?

A gdyby jak św. Weronika Giuliani móc wypowiadać z przekonaniem: „Znalazłam Miłość!” i podobnie jak ona chcieć mówić o tym wszystkim?

A jeśli Jezus zapytałby mnie, co jest moim największym pragnieniem, czy podobnie jak św. Lutgarda odpowiedziałabym Mu całkowicie szczerze: „Panie, chcę Twojego Serca”?

Choć nieraz wydaje nam się, że ci, którzy wyprzedzili nas na drodze do Nieba mają niewiele z nami wspólnego – nie możemy się bardziej mylić.

Jak niesamowitym natchnieniem było stworzenie publikacji „Stygmatyczki. Kochać jak one” przez panią Martę Wielek! To książka, której brakowało na mojej półce i w moim sercu. To prawdziwy podręcznik życia 365 dni na drodze z Chrystusem. To zapis prawdziwych historii kobiet z krwi i kości, które swoim życiem odpowiedziały na niemożliwą do objęcia miłość Chrystusa Ukrzyżowanego.

Wielki święty biskup i doktor Kościoła, św. Bonawentura pisał odważnie:

„Ten, kto pragnie postępować od cnoty do cnoty, od łaski do łaski, powinien nieustannie medytować o pasji Jezusa... Nie ma praktyki bardziej pożytecznej dla całkowitego uświęcenia duszy niż częste rozważania cierpień Jezusa Chrystusa”.

Nieustannie.

W nawiązaniu do powyższego cytatu chcę zapewnić, że książka „Stygmatyczki” jest publikacją doskonałą na przeżycie Wielkiego Tygodnia, ale nie tylko. To książka, z którą warto spędzić cały rok i na szczęście nasze, czytelników, Autorka o to zadbała. Stworzyła bowiem coś zupełnie innowacyjnego wśród istniejących na rynku wydawniczym publikacji na temat świętych kobiet. To książka, która zaprasza do całorocznej medytacji.

Znalazłam w niej sylwetki dwunastu wyjątkowych kobiet, które w heroiczny sposób odpowiedziały na Miłość Ukrzyżowaną.

Mam takie przekonanie, że święci sami przychodzą do naszego życia i zapraszają do przyjaźni z nimi. Na drodze mojego nawrócenia sylwetki świętych i przykład ich życia od początku nieustannie mnie poruszają. Na różnym etapie życia do mojego serca pukają różni święci i błogosławieni, dając mi pewne lekcje, choć przyznam, że nie zawsze potrafię je odczytać. Praca Pani Marty Wielek to cenny drogowskaz.

W pewnym momencie mojego życia zaczęłam szczególną miłością obdarzać święte kobiety. W sposób wyjątkowy odcisnęła się w moim życiu historia ze św. Ritą, która, można powiedzieć, aktualnie się dopełnia - zatacza koło. Na początku byłam pewna, że wiem, co chce mi powiedzieć, później nie rozumiałam jej zupełnie i denerwowałam się na nią, a teraz wiem, że wie lepiej, choć ja nie wiem nic.

Św. Rita zaprosiła do mojego życia wiele kobiet, nie tylko takich z krwi i kości żyjących obok mnie, ale również wyjątkową patronkę dla mnie - bł. Natalię Tułasiewicz.

Kocham święte kobiety kościoła katolickiego i chciałabym uczyć się od nich miłości do Chrystusa i do drugiego człowieka, dlatego ze wzruszeniem przyjęłam propozycję, by objąć patronatem medialnym publikację "Stygmatyczki. Kochać jak one" wydaną nakładem Wydawnictwa M. Spotkałam tu kobiety, których historie czytałam z zapartym tchem:
  • bł. Anna Katarzyna Emmerich
  • św. Gemma Galgani
  • bł. Jadwiga Carboni
  • św. Weronika Giuliani
  • Marta Robin
  • ukochana św. Lutgarda
To tylko kilka z bohaterek książki „Stygmatyczki. Kochać jak one” – poruszającej opowieści o niezwykłych kobietach, które oddały się Bogu bez reszty – z całą swoją kruchością, bólem i wiarą. Nie były doskonałe, w wielu przypadkach ich życie zupełnie nie stanowiło wzoru do naśladowania. Lecz to właśnie po spotkaniu Boga żywego ich miłość stała się tak potężna, że nie tylko dokonała zwrotu o 180 stopni, ale zostawiła na nich fizyczny i duchowy znak obecności Chrystusa. W czym tkwiła ich tajemnica?

Niech odpowiedzią będą słowa św. Ojca Pio: „Nie wolno nam oddzielać krzyża od miłości Jezusa, w przeciwnym razie stałby się on ciężarem, którego w swej słabości nie potrafilibyśmy udźwignąć”.

Miłość, z jaką Chrystus przyjął swoją świętą Mękę i Krzyż, stanowiła dla bohaterek książki pani Marty Wielek źródło siły, by całkowicie odmienić swoje życie, pokonać słabości, trudności. Udźwignąć to, co po ludzku wydaje się nie do udźwignięcia. Przykłady dokonywanych przez nie heroicznych wyborów, mogą być dla nas źródłem ogromnej inspiracji. Czy to nie przesada? Czy historie kobiet żyjących setki lat temu, do tego obdarowanych tak wyjątkową i rzadką łaską znaków chrystusowej męki łączących je ze Zbawicielem może stanowić dla współczesnego człowieka źródło inspiracji?

Na to pytanie już odpowiedziała mi Pani Marta Wielek nie tylko podejmując się stworzenia książki o stygmatyczkach, ale dopełniając tego dzieła, które… w pewnym momencie stało się rwącym strumieniem żyjącym swoim życiem, wymykającym się z rąk samej autorki. Nasze życie rzeczywiście przemienia się, gdy chcemy poznawać świętych i zapraszać ich do swojego życia.

Nigdy nie zapomnę momentu, w którym poznałam św. Lutgardę. Pamiętam doskonale moment, gdy czytałam o tym, że Nasz Pan odsłonił Ranę po włóczni w swoim boku i powiedział do niej:

"Nie szukaj przyjemności w tym niestosownym uczuciu: TU jest na zawsze to, co powinnaś kochać. TU, w TEJ RANIE obiecuję ci znaleźć najczystsze przyjemności".

To był pierwszy piątek miesiąca, a ja szukając materiału na Apostolat Najświętszego Serca przeglądałam publikację o objawieniach Pana Jezusa. Tu pierwszy raz natknęła, się na wzmiankę na temat św. Lutgardy. W tej chwili dostałam gorączki, silnego bólu pleców, najgorszego odkąd pamiętałam. Nie mogłam skończyć pisać tej historii. Leżałam, spałam, znów łapałam za wszelkie dostępne przekłady dostępne w Internecie. Pochłonęły mnie słowa Jezusa, które wypowiedział do Lutgardy. Znalazłam swoją odpowiedź. Serce waliło mi w piersiach. Wracałam do tych słów i z nimi w sercu udałam się na nabożeństwo pierwszopiątkowe do naszego kościoła.

Przeczytane słowa nie mogły opuścić mojej głowy. Kto zna Lutgardę? Ja nie miałam o niej pojęcia. Ona pierwsza doświadczyła takiego spotkania z Chrystusem, który przez wskazanie Rany swojego Serca przemienił jej życie na zawsze.

Myśleliśmy nawet o tym, żeby w wolniejszy weekend, koniecznie jeszcze w czerwcu, wybrać się do Belgii i znaleźć się w miejscu związanym z Lutgardą. Powiedziałam do Męża: "Czuję, że potrzebuję tam być, znaleźć się właśnie przy niej, jej historia dała mi odpowiedź i słowa, których tak bardzo potrzebowałam!".

Jednak z tego co sprawdzaliśmy w Internecie, nie zachowało się żadne z miejsc, w których przebywała, a do każdego z nich było za daleko, by udało się dotrzeć tam w jeden dzień i ostatecznie, bądźmy szczerzy... nic nie zobaczyć.

Odpuściliśmy więc, ale Lutgarda została w moim sercu i codziennie słyszałam słowa, które Pan Jezus do niej powiedział. Dziesiątki razy wyobrażałam sobie, jak ukazał się jej i odsłonił Ranę swojego boku. Jak to było, gdy Lutgarda zrozumiała, że właśnie tam znajdzie swoje jedyne szczęście? Kiedy ja to wreszcie zrozumiem, przestanę się martwić różnymi sprawami i myśleć, że cokolwiek ziemskiego mogłoby dać mi prawdziwą radość i poczucie spełnienia?

Nadszedł weekend, podczas którego wyruszyliśmy do Paray-le-Monial, by uczcić Uroczystość Najświętszego Serca Pana w miejscu, gdzie nasz Pan objawił się św. Małgorzacie Marii Alacoque. To był najważniejszy cel naszej podróży. Od domu dzieliło nas około 800 km więc podróż powrotną podzieliliśmy nocując po drodze.
Paray-le-Monial, miejsce objawień Najświętszego Serca Pana Jezusa
W drodze powrotnej czułam się bardzo słabo, chwilę nawet spałam na tylnym siedzeniu. Męczyła mnie gorączka, a na zewnątrz panował upał. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu. Najgorzej czułam się w czasie Mszy świętej.

Jedyny większy cel w drodze powrotnej - coś zjeść. Zatrzymaliśmy się w Liege, gdy mój Mąż nagle otrzymał natchnienie - jak daleko stąd jest miejsce urodzenia św. Lutgardy? Zapytał, czy chcę zjeżdżać 15 minut z trasy, żeby się tam znaleźć. Powiedział, że jest tam kościół św. Lutgardy, choć już bardziej nowoczesny. Czułam się naprawdę słabo. Zostawiłam mu decyzję.

Kościół św. Lutgardy w Tongeren, Belgia
Gdy weszliśmy do kościoła nie mogłam uwierzyć, że w centrum, na ołtarzu, w otoczeniu kwiatów wystawione był... pokaźny relikwiarz św. Lutgardy wraz z najpiękniejszą figurką przedstawiającą scenę, której doświadczyła z udziałem naszego Pana.


Kościół św. Lutgardy w Tongeren, Belgia
Gdy pewnego razu leżała w gorączce i uznała, że nie uda się na modlitwę, Chrystus powiedział do niej: "Lutgardo, czemu tam jeszcze leżysz? W tej godzinie grzesznicy tarzają się w bagnie swoich win, a ty powinnaś pokutować za nich, zamiast leżeć i pozwalać żeby Twoje ciało się pociło!".

Gdy Lutgarda weszła do kościoła ujrzała żywe Ciało Jezusa na krzyżu. On opuścił swoje ramię i przygarnął ją do siebie. Taką scenę obrazowała figura, która stała tuż obok relikwii świętej.

Byłam bardzo wzruszona. Wzięłam stamtąd malutką książeczkę o Lutgardzie po niderlandzku. Przeszliśmy do głównego kościoła, kilkaset metrów dalej. Bazylika Matki Bożej. Boczne kaplice z pięknymi witrażami. Nagle - przesłonięta kaplica – tu jest Najświętszy Sakrament. Wchodzę do środka, a przed moimi oczami Pan Jezus. Stoi tuż pod ogromnym obrazem przedstawiającym św. Lutgardę w tej samej scenie, co na tamtej figurze.
Wnętrze Bazyliki Matki Bożej w Tongeren, Belgia

Na samym dole kolejne relikwie św. Lutgardy. Łzy napłynęły mi do oczu, a mój Mąż szepnął do ucha "Bóg zawsze daje WIĘCEJ". Przecież tak bardzo chciałam do niej. Dostałam spotkanie z samym Chrystusem w bliskości Lutgardy.

"W Jego Sercu mamy wszystko, czego potrzebujemy, by Go chwalić, składać Mu dziękczynienie, modlić się, miłować, pragnąć, dopełniać wszystkie nasze zaniedbania" napisała św. Mechtylda von Hackeborn.


Wnętrze Bazyliki Matki Bożej w Tongeren, Belgia
Gdy dowiedziałam się, że wśród sylwetek dwunastu wyjątkowych kobiet przybliżonych przez Panią Martę Wielek, znajduje się właśnie św. Lutgarda, poczułam ciepło na sercu i wzruszenie. Lektura publikacji przysporzyła mi wielu wzruszeń związanych jednak nie tylko z Lutgardą. Poznałam kobiety, o których dotąd wiedziałam niewiele, m.in. Katarzynę z Genui, czy św. Małgorzatę z Kortony, w której historii niejednokrotnie odnalazłam siebie. Co ważne, historia każdej z tych kobiet przybliżona przez Panią Martę sprawiała, że chciałam wszystkie je poznać bliżej.


Forma publikacji jest szczególna. Tak, jak wspomniałam na początku – od razu przyszło mi na myśl, że autorka dała czytelnikom wspaniały prezent w postaci gotowego podręcznika na cały rok. Rok ze stygmatyczkami. Rok pracy nad sobą, aby kochać tak, jak one.

Znajdziemy tu dwanaście historii kobiet, a po każdej z nich 31 krótkich medytacji na każdy dzień miesiąca. Medytacje składają się z pytań do refleksji oraz krótkiej modlitwy. Nie są to niekiedy łatwe pytania, ale potrzebne. Wszak Autorka opiera się na życiu wspominanych stygmatyczek, którego bynajmniej nie nazwiemy łatwym i prostym. Pracę z książką można zacząć w każdym momencie. W szkole naszych stygmatyczek nie trzeba czekać na pierwszy dzień roku. Ty i ja możemy zadecydować, w którym momencie zareagujemy na zaproszenie, by odpowiedzieć na tę Największą Miłość. Wielki Tydzień wydaje się do tego momentem idealnym. Tu i teraz.

„Spójrz, moje dziecko, i ucz się, jak się kocha! Widzisz ten krzyż, te ciernie, te gwoździe, te sińce, te zadrapania, te rany, tę krew? Wszystkie są dziełem miłości, i to miłości nieskończonej. Widzisz, do jakiego stopnia cię umiłowałem?” – Pan Jezus do św. Gemmy Galgani, jednej z bohaterek książki „Stygmatyczki. Kochać jak one”.

Z wielką radością wspominam spotkanie z Autorką, Panią Martą Wielek, do którego doszło podczas mojej ostatniej wizyty w Polsce. Wspaniale było posłuchać o procesie powstawania książki i o pomysłach na nowe publikacje. Życzę Pani Marcie wielu wspaniałych inspiracji i Bożych natchnień!


Książkę "Stygmatyczki. Kochać jak one" kupisz tutaj

Publikację z radością objęłam patronatem medialnym


Komentarze

instagram